[singlepic=167,320,240,,left]Delfiny – to „ludzie morza” pisał wielki cetolog prof. Tomilin. Od zarania fascynują człowieka. Wiele gatunków rzędu Cetacea pozbawionych, nie wiedzieć dlaczego, zgubnych dlań antropofobicznych cech, od wieków z łatwością wpadają w prymitywne pułapki zastawiane przez człowieka… także i dzisiaj, choć są one już bardziej wyrafinowane.
Ludzka fascynacja wielorybami i delfinami nie czyniła żadnych przeszkód w uprawianiu masowych mordów na tych zwierząt (nawet dla „sportu”) i całkowitemu ich wykorzystywaniu w wielu gałęziach przemysłu.
Dziś, poza (nie)licznymi przypadkami we wschodniej i południowej Azji, okolicach Alaski i na Azorach, ssaki morskie mogą raczej bezpiecznie przebywać w swoim skażonym i ciągle zatruwanym wielkim błękicie.
Delfiny wszelakich gatunków, aby przetrwać muszą przyswajać sobie nową wiedzę. Nie tylko rekiny i orki stanowią dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo, ale i wszelkie śruby napędowe jednostek pływających, niewidzialne przez ich sonary sieci, czy też jakże częste na morskich szlakach katastrofy tankowców.
Amerykanie jako pierwsi zorientowali się, że utrzymywanie delfinów w warunkach trwale ograniczonych od morza może przynieść wiele korzyści nie tylko wojsku, ale także ludności cywilnej. Bodźcami do rozwoju delfinariów stały się badania naukowe, delfinoterapia oraz chęć czerpania zysków z przedstawień tresowanych zwierząt. I zaczęło się od Florydy w latach 30. XX wieku. Eksperymentowano z wieloma gatunkami waleni: orki, orki karłowate, grindwale, białuchy, delfiny zwyczajne, długoszczękie, krótkogłowe, risso, butlonosy, sotalie, inie, morświny zwyczajne, bezpióre, i pewnie wiele innych. Obecnie w Europie jest wiele aqua-parków, cyrków, ZOO, delfinariów, gdzie przetrzymuje się delfiny; głównie butlonose (Tursiops truncatus), gdyż te zdecydowanie najłatwiej utrzymują się w warunkach sztucznych, nie są zbyt agresywne, łatwo poddają się tresurze, co ważne – jedzą stosunkowa mało ryb, a przede wszystkim ujmują swoim wyglądem i zachowaniem każdego(sic!) człowieka (może z wyjątkiem ludzi bezdusznych)…. Mówiąc delfin – czasem bezwiednie kojarzymy to pojęcie właśnie z tym gatunkiem. Trudno więc byłoby odebrać mu miano morskiego ambasadora ssaków.
Chów delfinów (szczególnie hodowla) nigdy nie był usłany sukcesami.
Człowiek pomyślał ekonomicznie i począł budować ośrodki blisko mórz, aby mieć łatwy, nieograniczony, a głównie tani dostęp do wody morskiej. Według moich badań (1996-1998) wszystkie delfinaria tego rodzaju w Europie posiadały więcej problemów zdrowotnych ze swoimi podopiecznymi w porównaniu do ośrodków wybudowanych w głębi kraju i korzystającej z wody słodkiej z dodawaniem soli, stosowaniem skomplikowanej filtracji, utleniania i dezynfekcji.
Wszakże idea budowy delfinarium pojawiła się już w latach 70. w poznańskim oraz warszawskim ZOO, do napisania tego krótkiego artykułu skłoniły mnie dziwne informacje docierające z Torunia, Tarnowskich Gór, Wrocławia o planowaniu budowy „pierwszego polskiego aqua-parku z delfinami”.
Zagadnieniu wieloaspektowej możliwości budowy pierwszego w Polsce delfinarium poświęciłem kilka lat, w których odbyłem wiele podróży do delfinariów (i nie tylko), poznawałem różne sposoby i metody ich prowadzenia, spędzałem dniami i nocami wiele godzin podpatrując delfiny, ich zachowania stadne, pokarmowe, godowe… Oprócz butlonosów widziałem utrzymywane białuchy, orki, grindwale, morświny, delfiny krzyżowate, inie, a nawet bardzo już rzadkie morświny bezpióre.
Bezsprzeczny jest fakt, iż gdyby nie delfinaria i badania (prowadzone niestety głównie w USA) nie widzielibyśmy tyle o delfinach, o ich zdolnościach, możliwościach poznawczych, a nawet terapeutycznych!
Z powyższych słów nadal nie wynika czy jestem adwersarzem, czy też adherentem istnienia delfinów w warunkach niewoli, szczególnie w Polsce. Pragnę już w tym miejscu napisać Szanownemu Czytelnikowi, iż tak(!), jestem zwolennikiem budowy delfinarium.
Jednak pod kilkoma znaczącymi warunkami:
- jeśli jest to gatunek Tursiops truncatus, urodzony w niewoli, bądź bardzo długo przebywający w niewoli
- jeśli jest to przedstawiciel każdego zagrożonego gatunku (np. wszystkie gatunki delfinów rzecznych; i są możliwości na jego odpowiednie utrzymywanie, celowo nie piszę – spełnione warunki określone do potrzeb danego gatunku, ponieważ takowe nie istnieją dla wszystkich gatunków waleni)
- jeśli z założenia dany ośrodek nie powstaje w celu szybkiego zwrotu poniesionych kosztów, czyli głębokie nastawienie na czerpanie sporych zysków przykryte szczytnymi celami, które czas rychło rozmyje
- jeśli zostanie zatrudniony odpowiedni, tj. przeszkolony, personel do obsługi, pielęgnacji zwierząt oraz do umiejętnego promowania, zarządzania i kontrolowania ośrodka (aby nie powtórzyła się skandaliczna sytuacja opisana w raporcie dotyczącym angielskich delfinariów)
- jeśli powstanie nowoczesny ośrodek w odpowiednim miejscu!!!! Czyli nie jako dodatek do aqua-parków, i nie jako osobny ośrodek z wymalowanymi ścianami akrylową, niebieską farbą, w mało znaczącym mieście z betonowymi przyległymi parkingami i budkami serwującymi żywność typu fast-food
- jeśli będzie prowadzona prawdziwa(!!!!) działalność edukacyjna oraz możliwość prowadzenia fachowej(!!!!) delfinoterapii
- jeśli powstanie specjalna infrastruktura – dodatkowe zbiorniki, system bezpiecznej dezynfekcji i filtracji, ogrzewanie, a także pomieszczenia dla personelu, osób przebywających w ośrodku czy korzystających z niego w ramach leczenia, prowadzenia badań naukowych
Moim skromnym zdaniem nie spełnienie powyższych warunków budzić powinno niepokój nie tylko związany z losem zwierząt, ale i wydanymi pieniędzmi na to dość spore przedsięwzięcie.
Według własnych badań, delfiny budzą ogromne zainteresowanie pośród dzieci. Delfin wygrywał z łatwością z lwem, słoniem, żyrafą, nosorożcem. Spotkanie i dotknięcie delfina to marzenie naprawdę dla wielu polskich dziec! Mieszkańcy pięciu największych miast polskich popierało (w ponad 97%) ideę budowy delfinarium w Polsce, nie mając przy tym pojęcia co to jest –morświn.
Uważam, że najrozsądniejszym miejscem na budowę delfinarium, w warunkach panujących w Polsce, jest teren ogrodu zoologicznego. Najlepsze warunki na to przedsięwzięcie posiadają dwa ogrody: Nowe ZOO w Poznaniu i ZOO w Gdańsku-Oliwie. Oczywiście z przyczyn finansowych powinien to być wyodrębniony ośrodek, tzn. wejście za dodatkową opłatą, a z powodu szczególnego bezpieczeństwa zwierząt i ludzi z osobną kadrą zarządzającą podlegającą dyrektorowi danego ZOO.
Nie zapominajmy, ze delfiny to zwierzęta. Dla przyrodnika to jeden z pośród milionów genialnie przystosowanych do życia w swoim środowisku nadal trwający gatunek. Izolacja tego gatunku poprzez budowanie osobnych ośrodków, poza terenem ZOO, czyni z tych zwierząt swoisty produkt rynkowy. Jakże zinterpretować fakt wydania od kilku do kilkudziesięciu milionów złotych (koszt zależny od wiedzy i projektu) dla 3-5, a może nawet siedmiu delfinów butlonosych? To jak budowanie teatru dla aktorów, którzy muszą tę inwestycję zwrócić. A jeśli coś się nie powiedzie? Plan B – pływalnia miejska?
Delfinarium na terenie ZOO to ogromny napęd dla całego ogrodu! Więcej zwiedzających, więcej pieniędzy, większe możliwości edukacyjne, nie hamując przy tym możliwości tworzenia profesjonalnego ośrodka terapeutycznego. To ogromny poligon dla przyrodników, psychologów, terapeutów, rehabilitantów, itp.
Delfinoterapia to ważna i skuteczna (przy wielu jednostkach chorobowych) metoda leczenia lub jego wspomagania. Już pierwsze wyniki badań pioniera tej metody dr. Natansona były wielce obiecujące, a wykorzystanie delfinów do takich celów w dużej mierze usprawiedliwia dalszą potrzebę chowu delfinów butlonosych, których populacja wolnościowa nie jest zagrożona.
Delfiny żyjące w ZOO przyciągnęłyby wiele setek tysięcy zwiedzających, a dzięki takim dodatkowym pieniądzom mogłoby powstać na przestrzeni kolejnych lat prawdziwe i unikalne walarium, w którym można by utrzymywać, i może nawet rozmnażać, zagrożone wyginięciem delfiny rzeczne, małe delfiny czy morświny (tu składam swoje skromne słowa wielkiego poparcia i uznania dla niebywałej determinacji i działalności wspaniałego pana prof. K. Skóry).
Już 13 lat temu spodziewałem się, iż w Polsce dojrzeje idea budowy delfinarium. W ciągu tych lat jedynie 2 znane mi osoby poświęciły się rozległym pracom naukowym na temat hodowli delfinów i delfinoterapii, teraz nawet gdyby chciały wesprzeć tę ideę – nie mogą. A poza kto chciałby ich wysłuchać…..?
Znamienne stają się słowa prof. Tomilina, który pisał o „ludziach morza”. A gdyby butlonosy mogły przyczynić się do niesienia pomocy chorym ludziom, a przy tym móc ratować zagrożone wyginięciem inne gatunki ssaków morskich – potwierdziłoby się tylko nadanie im słusznego przydomka – ambasador mórz i oceanów.