Relacja rodzica z pobytu w Island Dolphin Care

Poniżej, publikuję artykuł Magdaleny Lesiak, mamy 3-letniego Huberta, który we wrześniu 2007 r. brał udział w delfinoterapii, w IDC na Florydzie. Tym samym, bardzo dziękując jej za poświęcony czas i za to, że zgodziła się napisać o swoich emocjach, opisując całą historię od początku do końca.

Zaczynałam już kilka razy pisać i nie bardzo wiem jak zacząć. Może wiec zacznę od początku…

Nazywam się Magdalena Lesiak, mój syn ma niespełna 3 latka, jest dzieckiem niepełnosprawnym, nie jest jednak do końca diagnozowany ponieważ badania wychodzą mu dobrze. Lekarze jednak „przypinają” mu porażenie mózgowe czterokończynowe. Może źle to zabrzmi w stosunku do innych chorych dzieciaków, jednak mam nadzieje, że nie urażę tym nikogo, mój syn wygląda normalnie, nie widać po nim choroby. Nawet często lekarze pierwszego kontaktu nie widzą w nim niepełnosprawności-do momentu kiedy zapytają „dlaczego on nie chodzi…” i tak dalej. Tak wiec Hubert nie chodzi, nie siedział ( ten właśnie wątek rozwinę w dalszej części), nie mówi, ma problemy z rączkami i kontaktem. Jednak nie o tym miałam pisać…

We wrześniu tego roku spędziliśmy trzy najpiękniejsze i przełomowe dla Huberta tygodnie w naszym wspólnym życiu! Spędziliśmy je oczywiście w Key Largo na Florydzie, na delfinoterapii. Dlaczego najpiękniejsze? Bo wspólne-rodzinne w ciepłym i kolorowym miejscu. Dlaczego przełomowe? Po pierwsze dlatego, że Hubert zaczął samodzielnie siadać!!! Po drugie, zaczął łapać lepszy kontakt z nami i całym otoczeniem. Po trzecie, nauczyliśmy się poprzez zabawę rozwijać nasze dziecko. Co uwierzcie mi, dla mnie było nowe, dziwne, nieznane. Być może dlatego, że pochodzę z małego miasteczka, nie miałam pojęcia o takiej formie terapii, która dla nas okazała się strzałem w dziesiątkę! Ale od początku…

O delfinoterapii dowiedziałam się na przełomie marca i kwietnia tego roku. Najpierw moją myśl przyciągnęły delfiny na Ukrainie. Jak zaczęłam dalej poszukiwać informacji na ten temat okazało się, że nie jest to takie łatwe dostać się na Ukrainę, ponieważ: nie chcą przyjmować polskich dzieci, a nawet polskich terapeutów!!!!!!! A jeśli w ogóle jest to możliwe, to trzeba liczyć się z ogromnymi kosztami, nie tylko związanymi z terapią. Poza tym jak się okazało, koszt 2 tygodniowej terapii na Ukrainie przekracza koszt 3 tygodniowej terapii w Stanach Zjednoczonych. Sama to sprawdziłam ( co nie jest trudne, wystarczy znaleźć w Internecie). Troszkę się podłamałam, bo wizja nas lecących do Stanów była raczej niewiarygodna. Bardzo chciałabym pomóc mojemu synkowi i jak każdy rodzic zrobię wszystko dla mojego dziecka, aby jak najbardziej usprawnić go i przygotować do samodzielnego życia, bo przecież kiedyś nas zabraknie… Dlatego nie poddałam się! Zaryzykowałam i napisałam maila do Island Dolphin Care w USA z zapytaniem o terminy. Nie czekałam długo na odpowiedź. Jak się okazało, odpisała do mnie Ania Kolan-Zwolińska (założycielka tej strony), która jako jedyna w Polsce ma największa wiedzę na ten temat. Oczywiście postanowiłam jak najszybciej spotkać się z Ania, aby porozmawiać. Aplikacja, którą trzeba wypełnić i odesłać do IDC wraz z krótkim filmem o dziecku okazała się dobrą okazją do spotkania, a Ania wspaniałą osobą z pasją i chęcią pomocy. Tak wiec zarezerwowaliśmy termin.

Oczywiście, zanim doszło do konkretów spotkało mnie wiele trudności. Największą było przekonanie mojego męża, że może nam się udać. PAMIĘTAJCIE: TRZEBA WIERZYC I DĄŻYĆ DO CELU!!! A na pewno się uda, nie wolno się poddawać, chociaż i ja miałam kilka takich chwil, gdzie chciałam się poddać. Nie ukrywam, że koszt tej terapii jest bardzo wysoki i to było największą przeszkodą.
Teraz wiem, o co chodziło mojemu mężowi i miał w tym wiele swoich racji, jednak żadne z nas nie żałuje tego wyjazdu. Za każdym razem kiedy patrzyłam na Hubcia po prostu wiedziałam ze musze spróbować i zawalczyć o jego dobro!

Dość szybko udało nam się założyć Hubciowi konto w fundacji „Zdążyć z Pomocą”. Rozpoczęliśmy poszukiwania sponsorów, co jest strasznie trudne. Wpłaty były, ale nadal bardzo dużo brakowało. Znaleźliśmy w końcu „sponsora”. Ale to nie koniec, najgorsze czekało na nas w Ambasadzie…Ponieważ mamy niewielkie dochody pan Ambasador robił nam wiele problemów z wydaniem wizy. Wyobraźcie sobie, że przeciętny Polak nie jest „godzien” wyjechać do USA ponieważ za mało zarabia (to jest moje zdanie). Wracając do tematu, na jednej wizycie się nie skończyło! Dostaliśmy od Ambasadora list, który umożliwiał nam wejście na teren Ambasady kiedy chcemy. Musieliśmy dostarczyć dokumenty stwierdzające, że mamy pieniądze na tak droga podroż i wszelkie inne, wskazujące, że faktycznie lecimy na terapię. Dodatkowo, musieliśmy mieć od lekarza zaświadczenie ze Hubert cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Tak wiec udaliśmy się do CZD w Warszawie, tam gdzie Hubcio jest leczony, i lekarz, oczywiście nam takie zaświadczenie wystawił. Powiedział nawet, że ma dzieciaki, które uczestniczyły w terapii z delfinami na Ukrainie i faktycznie jest poprawa. Wiec dla mnie to po prostu super. Lekarz-specjalista który w to wierzy!!!! Byłam tak szczęśliwa… obawiałam się jednak, że znowu się nie sprawdzi. Już tyle razy wierzyliśmy, próbowaliśmy i nic nie drgnęło w jego rozwoju. Tak wiec wróciliśmy do Ambasady z kompletem” papierków” które wymagał pan Ambasador (dodatkowo poprosiłam Clare z IDC aby przesłała faks do Ambasady USA w Polsce z potwierdzeniem ze faktycznie zapłaciliśmy i, że mamy terapię). Tym razem nie mogło się nie udać, pan Ambasador już nie miał do czego się przyczepić i wydal nam roczną wizę! Mieliśmy nadzieje, że dostaniemy na 5 lat ale dobre i to!

Pozostało nam się pakować… 30 sierpnia 2007 o godzinie 7.05 nasz samolot wystartował z Okęcia. Lot był spokojny, nawet fajny. Cała podróż trwała 12 godzin samego lotu, doliczając odprawy i wszystko inne, po 15 godzinach byliśmy w Miami! Pogoda cudna, słonko, gorąc, palmy, wszędzie mili, kulturalni, przyjaźni ludzie. Ponieważ był to czwartek, a terapie zaczynaliśmy w poniedziałek, mieliśmy czas na zaaklimatyzowanie się i zorientowanie w terenie.

3 września, o godzinie 8 rano stawiliśmy się w IDC. Najpierw wszystkie organizacyjne sprawy, zapoznanie się z całą ekipą, każdy dostał swoja teczkę z planem. I zaczynamy zajęcia! Pierwsze pływanie było ok, ponieważ Hubert uwielbia wodę, nie było problemu. Chyba większą frajdę ta woda na początku sprawiła niż delfin. Jednak po kilku dniach Hubcio zaczął zwracać uwagę na Fiji, z którym pływał. Fijji skakał dla niego, przynosił prezenty spod wody, całował i sprawił ze Hubcio się nim zainteresował! W drugim tygodniu naszego pobytu, nasz syn, w nocy o 1.30 samodzielnie usiadł!!!!! Oczywiście z brzuszka, tak jak dzieciaki zbierają się do raczkowania. Byłam w szoku! Mój mąż wziął kamerę i nagrywał poczynania naszego synusia, bo baliśmy się, że to taka chwilka, i minie… na szczęście okazało się, że ta chwilka nie minęła i nadal trwa, i rozwija się coraz bardziej! W chwili obecnej Hubcio złapał troszkę równowagi i potrafi utrzymać się na kolankach dłużej, coraz dłużej.

Mieliśmy okazje popływać razem, ja mój mąż, Hubcio i Deena. Jest to wspaniałe przeżycie. Hubciowi najbardziej podobało się właśnie takie pływanie, z mamusią i tatusiem. Jednak nie każdy ma taką możliwość. Nasza terapia to 2 tygodnie pływania z terapeuta i tydzień tzw. „natural swim”, czyli swobodne pływanie z delfinami, bez żadnych ćwiczeń. Na początku bałam się bardzo, woda jest głęboka i wielkie zwierzęta. Ale te wspaniale zwierzęta okazały się tak cudowne i życzliwe ze strach szybko zniknął. Najważniejsze, że Hubcio był szczęśliwy! Poza tym, Deena nauczyła nas, jak poprzez zabawę złapać kontakt z dzieckiem, pokazała nam ze Hubert lubi zabawki. Uwierzcie mi, że przed wylotem do Stanów, mój synek nie umiał bawić się zabawkami!!!
Miał ich wiele, ale nie chciał się nimi bawić. Zabawa z pianka do golenia, papranie się w czekoladzie i wiele innych zabaw, o których dowiedziałam się w IDC stosuje teraz w domu. Hubert uwielbia bawić się w piance do golenia! Poprzez to pracuje paluszkami i całą dłonią, która była zaciśnięta.

Wszyscy w IDC są mil i przyjaźni, szczególnie Deena, założycielka i właścicielka Island Dolphin Care. Jest bardzo szczerą i oddaną osobą. Chętnie służy pomocą, radą. Widać, że ją to interesuje i naprawdę chce pomóc. Niektórzy z was pomyślą, że tak jest, bo się słono za to płaci, ale wcale nie o to chodzi. Ona w swoim życiu wiele przeszła, jej syn, w tej chwili dorosły mężczyzna, tez jest chory. Ale walczyła o niego. Dzięki temu jest teraz w pełni sprawny. Deena naprawdę przejmuje się wszystkimi, każdemu chciałaby pomóc. Powiedziała mi kiedyś: „…ty się martwisz, czy Hubert będzie chodził i kiedy, a ja ile jeszcze mój syn będzie żył?!” Oczywiście, jak w wielu takich chwilach, łez nie zabrakło. Deena cieszyła się jak „matka”, jak jej powiedziałam, że Hubcio zaczął sam siadać. Spędzała z nim wiele czasu, chociaż był ciężkim pacjentem ona się nie poddawała. Mówiła, że nie wypuści mnie dopóki choć troszkę nie wpłynie pozytywnie na jego rozwój. I faktycznie, tak się stało! Za to będę jej zawsze wdzięczna. Kiedy przyszedł dzień pożegnania, już czułam, że będzie mi tego brakowało, jej słów otuchy, czekania na kolejne jutro-może znowu Hubcio zrobi jakiś postęp, tych wszystkich wspaniałych i chętnych pomocy ludzi! W Polsce bardzo sprawdza się powiedzenie : „ umiesz liczyć, licz na siebie!” W IDC każdy, w miarę swoich możliwości pomaga. Tego mi brakuje…

Podsumowując, pomimo wielu problemów przed wyjazdem i wielu po powrocie, nigdy nie będę żałowała tego wyjazdu!!! Postaram się bardzo, aby móc wrócić tam jak najszybciej.

Chciałabym podziękować Ani Kolan-Zwolińskiej, za udzielenie wszelkich informacji, udostępnienie zdjęć i za jej wspaniałe opowiadania o delfinach. Dziękuję również mojej siostrze Eli, która nigdy nie zwątpiła w to, że się uda, zawsze mnie wspierała. Podziękowania kieruję również do moich teściów, bez których nie byłby możliwy nasz wyjazd, może tajemniczo to zabrzmi…ale oni wiedzą dlaczego. I wreszcie mojej mamie, którą bardzo kocham i wiem, że tez w nas wierzyła, moim siostrom, rodzeństwu mojego męża, szczególnie Ani za to, że są zawsze z nami!

Za parę dni dostępna będzie strona Hubcia na której będą wszystkie zdjęcia, opisy od początku rehabilitacji i wszystko o nim. Jeśli ktoś będzie zainteresowany to zapraszamy: www.hubertlesiak.republika.pl.

Magdalena Lesiak